Recenzja filmu

Za tych, co na morzu (2013)
Paul Wright
George MacKay
Kate Dickie

Diabeł morski

Wewnętrzna odyseja bohatera ilustrowana jest starannie skomponowanymi kadrami, poetyckimi ujęciami, otula ją aura ludowej baśni (w której, nawiasem mówiąc, pierwsze skrzypce gra żarłoczny
Fabuła filmu Paula Wrighta przypomina zeszłoroczne "Na głębinie" Baltasara Kormákura. Islandzki reżyser opowiedział prawdziwą historię rybaka Gudlaugura Fridthorssona, który jako jedyny przeżył katastrofę kutra na pełnym morzu. I – ku zadziwieniu wszystkich, włącznie z lekarzami – dopłynął o własnych siłach do brzegu. Nadludzki wyczyn uznany został za cud, a mężczyznę okrzyknięto bohaterem. Akcja osadzonego u wybrzeży Szkocji "Za tych, co na morzu" ukazuje ponury rewers podobnej, heroicznej narracji. Choć jego bohaterem również jest ocalały z morskiej katastrofy rozbitek, to powrót na łono lokalnej społeczności okazuje się u Wrighta pierwszym stopniem do piekła.



Wright przedstawia swojego bohatera już po wypadku. W pierwszej scenie Aaron przygotowuje się na uroczystą mszę. Właściwą linię fabularną przeplatają nagrania z amatorskiej kamery i głosy z offu – niby wywiady, niby rozmowy telefoniczne, które w dalszej części filmu będą wprowadzały istotne dla zrozumienia sytuacji bohatera informacje. O samej tragedii nie wiemy w zasadzie nic, poza tym, że dla Aarona była to pierwsza wyprawa w morze, że znajdował się pod opieką swojego starszego – "tego lepszego", hołubionego przez rodzinę – brata oraz że wszyscy zginęli, a ich ciał nie odnaleziono. Głos zza kadru przestrzega: ci, którzy umierają na morzu, zasługują na większy szacunek niż ci, którzy z niego wracają. Mieszkańcy rybackiego miasteczka wiedzą o tym dobrze – emocjonalna szamotanina bohatera wynika nie tylko z poczucia winy, jej paliwem jest również ostracyzm społeczny. Dla swoich sąsiadów Aaron jest kimś gorszym niż zmarli, a wracając z morza, postąpił "niewłaściwie". Gdy z biegiem fabuły poznajemy Aarona coraz bliżej i na jaw wychodzą nowe fakty o relacji z podziwianym przez społeczność bratem, sytuacja się komplikuje, a cała historia skręca w stronę przypowieści.



Wewnętrzna odyseja bohatera ilustrowana jest starannie skomponowanymi kadrami, poetyckimi ujęciami, otula ją aura ludowej baśni (w której, nawiasem mówiąc, pierwsze skrzypce gra żarłoczny morski diabeł). Przyjęta konwencja pozwoliła reżyserowi ukazać emocje Aarona w wyjątkowo subtelny sposób i stworzyć ciekawy psychologiczny kontrast. Bajkowy świat wewnętrzny bohatera zderzony z okrutną małomiasteczkową rzeczywistością przypomina nieco "Gdzie mieszkają dzikie stwory" Spike'a Jonze'ego – najpiękniejszą opowieść o dziecku w rzeczywistości stworzonej i rządzonej przez dorosłych. I właśnie ten trop może sprawić, że film Paula Wrighta zostanie przez widzów odczytany jako uniwersalna historia buntownika z przypadku – bohatera wyklinanego przez społeczność, w której żyje, próbującego szukać azylu gdzie indziej, migrującego cały czas między dwoma światami.

W tak poprowadzonych opowieściach słychać zwykle fatalistyczną nutę, a nadzieja na szczęśliwe zakończenie okazuje się płonna. Wright pokazuje jednak, że wszystko zależy od przyjętej perspektywy. Jeśli pełne intrygujących niedomówień kino Wam nie straszne, to warto skoczyć za Aaronem na głęboką wodę.
1 10
Moja ocena:
7
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones